Kosmetyki The Ordinary weszły przebojem na rynek, z miejsca stając się ulubieńcami milionów kobiet na całym świecie. Chwalone za skład, skuteczność i świetny stosunek jakości do ceny, znikały ze sklepów z prędkością światła. A my zostałyśmy z niczym. Do czasu… aż pojawiła się linia Eveline Glycol Therapy. Czy jest tak dobra jak jej “starsza” siostra?
Co wchodzi w skład linii?
Eveline to polska firma, kojarzona w dużej mierze z kosmetykami kolorowymi i balsamami. W swojej ofercie ma również produkty do pielęgnacji twarzy, a o ostatniej linii Eveline Glycol Therapy było naprawdę głośno.
Jeśli ominęła was cała wrzawa, biegnę z pomocą! Eveline wypuściło na rynek 6 kosmetyków, których formuły są oparte o ceniony w kosmetyce kwas glikolowy. W skład linii wchodzą:
- Witaminowa kuracja rozświetlająca 2%
- Kuracja przeciw niedoskonałościom 5%
- Kwasowa kuracja peelingująca 10%
- Olejkowy peeling enzymatyczny
- Tonik przeciw niedoskonałościom z 5% kompleksem kwasów AHA
- Multipeptydowa kuracja przeciw zmarszczkom 3%
Peeling Eveline Glycol Therapy vs. The Ordinary
Słynny i mocno instagramowy peeeling The Ordinary, zwany również krwawym peelingiem jest dla wielu dziewczyn prawdziwym #musthave pielęgnacji. Złuszcza naskórek, wygładza, walczy z niedoskonałościami, redukuje przebarwienia i przyspiesza regenerację skóry. Niestety, znaleźć miejsce, w którym jest dostępny, graniczy z cudem. Dlatego warto poszukać jego odpowiednika.
Jak wypada peeling od Eveline? Na pierwszy rzut oka wyraźną różnicą jest opakowanie. Kultowy produkt TO został zamknięty w wygodnej butelce z pipetką. Polski odpowiednik jest w niewielkiej tubce. Czy któreś z rozwiązań bardziej do mnie przemawia? Moim zdaniem tubka jest jednak o wiele lepsza, gdyż produkt można wycisnąć do końca. Dla dziewczyn, które lubują się w trendzie #zerowaste, polecam rozcinanie tubki. Wtedy będziecie miały pewność, że nie zmarnowała się nawet kropelka.
Kolejną różnicą jest konsystencja. Peeling The Ordinary ma czerwoną, wodnistą konsystencję, natomiast peeling Eveline jest gęsty, właściwie żelowy. Nie oceniam, czy któraś z tych konsystencji ma przewagę nad drugą. Ale zaznaczam ten fakt, bo co dziewczyna, to inne preferencje.
Składowo, Eveline jest bliźniakiem The Ordinary. Formuły obu produktów składają się z kwasów AHA o stężeniu 30% i kwasu salicylowego o stężeniu 2%. Ich cena również jest zbliżona, jednak peeling Eveline znajdziecie w Hebe w bardzo atrakcyjnych promocjach – ja kupiłam go za ok. 18 zł.
Działanie. Skóra po nałożeniu The Ordinary szczypie. Ba, nawet pali. A po zmyciu produktu wcale nie jest lepiej. W moim przypadku pomógł hydrolat i mocno nawilżający krem. Jeśli chodzi o Eveline, jest podobnie, ale szczypanie ogranicza się jedynie do pierwszych 2 minut. Efekty również są bliźniacze – skóra faktycznie jest wygładzona, wypryski pojawiają się zdecydowanie rzadziej, a cera ma ładny, wyrównany koloryt.
Werdykt. Jak dla mnie – remis. Ale cenowo, zdecydowanie wygrywa nasz rodzimy produkt, zwłaszcza kupiony w promocji.
Eveline Glycol Therapy Kuracja przeciw niedoskonałościom
Wielbicielki The Ordinary doskonale znają serum z Niacynamidem i cynkiem. To nieoceniony przyjaciel w walce z niedoskonałościami, ale znów… trudno dostępny. Kuracja od Eveline sprawdza się tak samo – a moim zdaniem – nawet lepiej. Jeszcze nic tak szybko nie pomogło mojej skórze w okresowych (i dosłownie, i w przenośni) problemach.
Butelka z pipetką zawiera 10% kompleksu z Niacynamidem , 1% cynku oraz 5% kwasu glikolowego. Kosmetyk stosowałam zgodnie z zaleceniami producenta 2-3 razy w tygodniu. Po ok. 10 minutach nakładałam serum nawilżające, które zabezpieczało skórę przed wysuszeniem, a po kolejnych 10 minutach – krem na noc.
Już po pierwszym zastosowaniu wyraźnie widać, że pory zaczynają się oczyszczać, zaczerwienienia są zminimalizowane, a zmiany trądzikowe wysuszone. Po ok. 4 tygodniach i zużyciu mniej więcej pół butelki, zauważyłam wyraźne zminimalizowanie widoczności porów. Wypryski praktycznie przestały się pojawiać, a jeśli już – były pojedyncze i niewielkie. Pożegnałam się również z większością zaskórników zamkniętych.
Podobnie, jak w przypadku peelingu, kurację możecie znaleźć w Hebe – polujcie na atrakcyjne promocje cenowe! Ja właśnie kupiłam kolejną butelkę za 17,99 zł.
Tonik przeciw niedoskonałościom 5%
Tonik ma niewielką pojemność 110 ml. Na początku bardzo mnie to zdziwiło i niezbyt miło zaskoczyło, bo przyznam, że zupełnie przeoczyłam tę informację. Jednak biorąc pod uwagę ilość, jaką zużywa się jednorazowo, stwierdzam, że taka buteleczka w zupełności wystarczy… i to na naprawdę długi czas.
Producent zaleca, by tonik stosować rano i wieczorem, ale stanowczo wam to odradzam. Uważam, że w zupełności wystarczy 1-2 razy w tygodniu na noc. To jednak kwas i nie ryzykowałabym wychodzenia na słońce – chyba, że jesteście bezbłędne w codziennej rutynie pielęgnacyjnej i każdego dnia stosujecie kremy z filtrem.
Mnie odrobinę przeszkadza zapach toniku, którego nie umiem określić, bo pierwszy raz czułam coś podobnego. Nie jest on nieprzyjemny, ale zdecydowanie dziwny. Jeśli go przetrwacie, później będziecie już zadowolone. Tonik nakładacie na oczyszczoną skórę, którą wcześniej przetarłyście hydrolatem. Wystarczy kilka kropli na wacik. Przecieracie cerę, a po chwili stosujecie kolejne kroki swojej standardowej pielęgnacji.
Po użyciu toniku skóra jest odświeżona, a po kilku tygodniach stosowania powinnyście zauważyć głębokie oczyszczenie i zwężenie porów. Skóra jest miękka, gładka, a dzięki pantenolowi w składzie, nie ma przesuszenia czy podrażnienia.
Eveline Glycol Therapy Olejkowy peeling enzymatyczny
Dla mnie – tuż po Kuracji z Niacynamidem – nr 1 tej linii pielęgnacyjnej. Przetestowałam już kilka peelingów enzymatycznych – od Biochemii Urody, przez tak polecaną wszędzie Tołpę i jej hiperpopularny peeling 3 enzymy. Z jakim skutkiem? A no w zasadzie z żadnym. Nakładałam, nakładałam i różnicy nie widziałam. Żadnej. Poza tym, że po Tołpie paskudnie szczypała mnie skóra i to przez cały czas aplikacji.
Na peeling Eveline skusiałam się – po pierwsze, ze względu na promocyjną cenę; po drugie, ze względu na konsystencję. Peeling jest zamknięty w 100 ml tubie. Jest bardzo gęsty, ma przyjemny, delikatny zapach i żelowo-olejową konsystencję.
W składzie znajdziecie: glicerynę, kwas glikolowy, kwas jabłkowy, kwas salicylowy, wyciąg z marakui, wyciąg z cytryny, olej z nasion słonecznika, olej kokosowy, olej z lnu, olej makadamia, oliwę z oliwek czy wyciąg z liści rozmarynu.
Peeling nakłada się na oczyszczoną, suchą twarz. Suchymi rękami przez chwilę masuje się buzię, a potem całość zmywa ciepłą wodą. W efekcie twarz jest oczyszczona i świetnie nawilżona. Jak dla mnie perfekcja. Stosuję raz w tygodniu.
*Na przetestowanie czeka jeszcze Witaminowa kuracja rozświetlająca 2%. Jak przetestuję, uzupełnię wpis 😉
*A jeśli chcecie poznać inne, tanie kosmetyki, które mogą stać się waszym kosmetycznym hitem, zapraszam tutaj.
*Linię Glycol Therapy kupicie np. na stronie producenta.